Przysmaki, przysmaczki… Nie wiem jak Wy, ale ja lubię czasem sobie coś podjeść pomiędzy posiłkami. W podobny sposób podchodzę do żywienia kotów. Poza pełnowartościowymi posiłkami wkradam się w łaskę moich mruczków proponując im przysmaczki, które łaskawie ode mnie przyjmują…;)
Dziś pod lupę weźmiemy przekąski Happy Snacky. Przysmaki wyglądają jak pralinki dla ludzi. Miałam kiedyś mini bombonierkę z mini pralinkami – podobieństwo w wyglądzie jest uderzające. Po otwarciu pierwszej paczuszki Happy Snacky byłam bardzo zdziwiona, że przysmaki nie pachną jak czekolada…!;)
Do wyboru mamy różne smaki: kurczak, który przyjął się u nas najlepiej, kaczka i dorsz, kurczak i dorsz, czy kurczak, dorsz i wołowina. Do wyboru do koloru i… do kształtu? Wszystkie opcje znajdziemy na stronie Happy Snacky.
Sam smak miał jednak u nas drugorzędne znaczenie. Najbardziej dla kotów liczy się kształt i wielkość. Najmniejsze pralinki (podwójny boczek z kurczaka) sprawdziły się najlepiej, bo małe kostki to najbardziej przyjazny kształt dla naszych kotów…;) Większe kostki przed podaniem kotom musiałam pokroić, jak na lojalnego sługę przystało.
Skład jest zależny od konkretnego smaku. Nie jest to sto procent mięsa, ale nie jest to też niezdrowa przekąska, zwłaszcza w niedużych ilościach. Nie odnotowaliśmy żadnych rewolucji kuwetowych.
My stosujemy przysmaki na przykład w ramach nagrody za pożądane zachowanie. Nasze koty bardzo też nie lubią odgłosów odkurzania, więc w trakcie sprzątania dostają smaczki, żeby osłodzić im nieco czas, kiedy w mieszkaniu buczy i huczy.
Pralinki pakowane są po 70 gramów w szczelnie zapakowane saszetki, dzięki czemu zachowują świeżość na długo po ich otwarciu.
Przysmaczki nie są ani za twarde, ani za miękkie. Ich konsystencja jest taka w sam raz dla kocich ząbków.
Ogólnie polecamy!:) Przysmaki bardzo kociastym smakują – już przy pierwszym opakowaniu było szaleństwo, a ja zawsze cieszę się mogąc im sprawić przyjemność.